Europ Raid: Francuski Złombol odwiedził Polskę

Czwarta edycja Europ Raid zgromadziła na starcie 150 załóg! /facebook.com/EuropRaid/ /materiały prasowe
Reklama

Czy picie ciepłego piwa, spanie na kostce brukowej i pokonywanie tysięcy kilometrów starymi samochodami bez klimatyzacji może się kojarzyć z wymarzonymi wakacjami? Oczywiście, że tak! Do Polski zawitał francuski "Złombol", czyli Europ Raid.

Idea wyprawy narodziła się w 2013 roku. Założenie było szczytne. Zgromadzić jak największą ilość ochotników do wyruszenia w jednogwiazdkową, charytatywną podróż po Europie. W planie było poznanie lokalnych obyczajów, zwiedzenie kilkunastu krajów, dostarczenie potrzebującym niezbędnych przyborów szkolnych i przede wszystkim - dobra zabawa.

Były też jednak pewne warunki. Każda z trzyosobowych załóg na start musiała stawić się Peugeotem 205. We Francji - ojczyźnie tego modelu nie było to specjalnym ograniczeniem, ani wyzwaniem. Już rok później wystartował pierwszy rajd. Cztery małe peugeoty przemierzyły 11.5 tysiąca kilometrów w 23 dni, odwiedzając łącznie 18 krajów.

Reklama

Robi wrażenie? Wówczas, może tak. Przez trzy lata od debiutanckiej edycji, Europ Raid rozrósł się do monstrualnych rozmiarów. Do tegorocznej edycji zgłosiło się 150 załóg, a na parking ośrodka "Kolna" we wtorkowy wieczór dotarło łącznie 138 wyprawowych wozów plus kilka samochodów technicznych. Przy takiej ilości uczestników, dobre zaplecze to podstawa.

 "Jedzie z nami ośmiu mechaników. Mamy też parę vanów wypełnionych częściami. Do tego sześciu fotografów i sześciu operatorów kamer" - zdradza nam Jeremy Blandin, jeden z organizatorów i pomysłodawców rajdu.


Choć większość uczestników Europe Raid podkreśla, że Peugeot 205 jest niezwykle solidnym i odpornym na trudy podróży samochodem, to organizatorzy zwracają uwagę na fakt, że w rajdzie jedzie wielu młodych, niedoświadczonych kierowców, których z pozoru błahe awarie, czy sytuacje drogowe mogą zaskoczyć. Nie dziwi zatem widok zarysowań, wgniotek na karoserii, czy też popękanych zderzaków. W końcu doświadczenie, to suma popełnionych błędów...

Każdego dnia plan przewiduje około sześciu godzin jazdy. Jazdy, podczas której solidność leciwych peugeotów wystawiona jest na mocną próbę. Wozy są bowiem dość "objuczone". Oprócz kierowcy i dwóch pasażerów, na pokładzie muszą znaleźć się także - rzecz jasna - bagaże na trzy tygodnie podróży, a także pomoc charytatywna. W tym wypadku przybory szkolne, które dostarczane są do szkół i ośrodków.

W kolorowej kawalkadzie "dwieściepiątek" nie ma dwóch takich samych samochodów. Załogi mają dowolność w dekorowaniu karoserii według swojego upodobania. Oprócz naklejek sponsorów i oznaczeń Europ Raidu, drzwi, błotniki i maski zdobią kolorowe grafiki, odręcznie wykonane napisy, a wieczorami dekorację stanowią... sznurki do wieszania bielizny. I nie jest to sztuka dla sztuki!

Niektórzy na dachach montują dodatkowe bagażniki i kufry, by zyskać więcej przestrzeni bagażowej. Niektórzy instalują halogeny i szperacze, jakby mieli zaraz wyruszać w dziki rajd po pustyni. Wszyscy za to mają na swoim pokładzie nadajniki GPS, dzięki którym w każdej chwili mogą być namierzeni przez organizatorów. To dla bezpieczeństwa i... dyscypliny.


"Jeśli jest zbiórka o 20:00, to wszyscy powinni stawić się właśnie o tej porze. Bardzo często gospodarze przygotowują dla nas koncerty, czy też okolicznościowe imprezy i niekulturalnie byłoby ich ignorować. Nasz rajd to impreza, podczas której uczymy się wiele o europejskich krajach i poznajemy ich kulturę. Chcemy także pokazać, że Francuzi wcale nie są aroganckim i zarozumiałym narodem" - mówi Alexandre De Sousa z załogi "Gentlemen Raiders 41".

Właściwie, to nie musi tego mówić, bo na kempingu opanowanym przez uczestników Europ Raid nikt nie wygląda na bufona. Dwie dziewczyny świetnie bawią się, próbują wpakować gigantyczny materac do malutkiego namiotu. Grupka obok siedzi na dachu samochodu, rozlewając drinki z "żubrówki". Kawałek dalej miłośnicy sportu rzucają piłką do rugby, a kto inny urządza sobie małą dyskotekę we wnętrzu peugeota. Impreza szybko przenosi się na parking. Są tańce i śpiewy w niezbyt rytmicznym akompaniamencie klaksona.

Mimo trudów podróży i późnej pory w wielu wciąż buzuje krew. To już ponad dwa tygodnie w drodze, ale każda okazja do integracji z autochtonami (a nawet we własnym gronie) jest dobra. Ekipa z zielonego kabrioleta namawia, by przywieźć własny namiot i dołączyć do imprezy. To najbardziej wytrwała brygada. Kilkanaście metrów dalej ci mniej odporni śpią już jak zabici. Niektórzy nie rozkładają nawet namiotów. Wystarczy karimata rzucona na kostkę brukową i śpiwór.

"Ktoś, kto nigdy nie przeżył takiej przygody, może tego nie zrozumieć, ale tutaj nie potrzeba nam wiele do szczęścia. Paradoksalnie, gdy wracam do domu, do wygodnego życia, muszę dochodzić do siebie nawet dwa tygodnie, bo tak brakuje mi adrenaliny, nowych miejsc, nowych ludzi. Wracam z pracy i w domu mam ciszę. No, chyba że włączę telewizor" - mówi Alexandre, który w tym roku zalicza już swóją drugą europejską wyprawę.

Uczestnictwo w imprezie nie jest darmowe. To dlatego też większość załóg stara się o sponsorów, chętnych partycypować w kosztach zgłoszenia. Startowe wynosi 2100 euro, a w cenie organizatorzy zapewniają zakwaterowanie, śniadania, kolacje, asystę techniczną, nadajnik GPS oraz opasłą księgę, stanowiącą biblię podróżnika. Znajduje się w niej bowiem szczegółowy plan każdego dnia podróży. Aby mieć pewność, że wszystkie ośrodki dysponują odpowiednim standardem i nadają się do przyjęcia tak dużej ilości osób, delegacja Europ Raid osobiście objeżdża całą trasę na dwa miesiące przed oficjalnym rozpoczęciem rajdu.

Z pobytu w Krakowie Francuzi są bardzo zadowoleni. Pojawiły się dwie telewizje, przybył też generalny konsul Francji i kilkanaście samochodów z polskiego fanklubu Peugeota 205. "W żadnym z krajów nikt nas tak nie powitał, jak w Polsce. Jesteśmy naprawdę zaskoczeni" - mówi mi Alexandre.

A Jeremy namawia do uczestnictwa w kolejnej, piątej już edycji Europ Raid 2018.

"Spodziewamy się 250 samochodów i prawie ośmiuset uczestników. Marzy nam się, żeby rajd stał się międzynarodowy, więc proponujemy, by Polacy dołączyli do nas w Austrii i przemierzyli wspólnie z nami Bałkany" - zdradza.

W środowy poranek parking pustoszeje. Europ Raid udaje się do Pragi. Przed załogami kolejne godziny jazdy, a potem nadejdzie czas na bliższe spotkanie z Czechami. Zapewnie runą kolejne stereotypy, nawiązane zostaną nowe znajomości, w głowie zapiszą się kolejne wspomnienia. A że nie będą z gatunku tych "all inclusive"? Uwierzcie, że to nawet lepiej!

Rafał Walerowski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama