Uniezależniać, nie ubezwłasnowolniać

Po to, żeby co roku mieć nowy telefon, eksploatujemy tamtejsze złoża, wykorzystujemy ich surowce do naszego rozwoju, korzystamy z tanich rąk do pracy. Jednocześnie, za pomocą barier celnych, ograniczamy możliwość wprowadzania ich produktów na nasze rynki. To my nie pozwalamy na rozwój Afryce - mówi INTERIA.PL Janina Ochojska, działaczka humanitarna i założycielka Polskiej Akcji Humanitarnej.

Jedna z osób, z którymi rozmawiałam przed wywiadem powiedziała: "już od przeszło 20 lat słyszę o pomocy dla Afryki i ciągle nie zanosi się na koniec tej pomocy. Dlaczego?"

- Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Rzeczywiście, słyszymy o pomocy dla Afryki, ale nie interesujemy się tym, jak ta pomoc naprawdę wygląda. Pomoc w czasie klęsk (najczęściej suszy) czy w czasie konfliktów m.in. owocuje najczęściej powstawaniem kolejnych obozów dla uchodźców, którzy mieszkają tam nawet dłużej, niż wspomniane 20 lat. Sama widziałam takie obozy pod Chartumem czy na północy Kenii.

Reklama

- W tych obozach organizacje międzynarodowe żywią ludzi, dają im wodę, zapewniają bezpłatną edukację i opiekę zdrowotną. Nie można się dziwić, że ludzie nie chcą stamtąd odchodzić, skoro tam, skąd pochodzą, nie mają niczego. Uważam, że błędem jest finansowanie takiego działania na dłuższą metę, ponieważ uzależniają ludzi od pomocy. Te obozy miały spełniać rolę bezpiecznego schronienia na czas konfliktów oraz ułatwiać pomoc dla głodujących. Tymczasem stały się miejscami osiedlenia.

W jednym z poprzednich wywiadów opowiadała pani o tym, że ludzie szukający schronienia w obozach dla uchodźców w Albanii nie pomagali wolontariuszom budować obozu... Dlaczego? Przecież miał być przeznaczony dla nich.

- Nie, nie, to nie było tak. Ci ludzie uciekali z Kosowa, po ataku Serbów. Rzeczywiście budowano dla nich obóz w pośpiechu, oni czekali na zimnie, w śniegu. Nikt im nie zaproponował, że mogliby pomóc.

- Ale rzeczywiście bywa tak, że jadący z pomocą wolontariusze wszystko chcą robić sami, nie zdają sobie sprawy, że ludzie, którym pomagają, są tak samo wykształceni i tak samo wiele potrafią. Ale to jest generalnie problem obozów dla uchodźców, bo w nich nie wykorzystuje się ludzkich umiejętności. To samo dzieje się w polskich centrach dla uchodźców. To się oczywiście trochę zmienia, już ludzie dochodzą do wniosku, że taka pomoc jest kompletnie ubezwłasnowolniająca. Powoli niektórzy zaczynają angażować uchodźców do pracy w utrzymywaniu takiego obozu, ale to jest jeszcze bardzo rzadka praktyka.

Można uzależnić od pomocy?

- Tak. Pani rozmówca ma rację - Afryce wiele pomagano. Ale była to w dużej mierze pomoc uzależniająca. Mieszkańcy Afryki w wielu krajach potrzebują tak naprawdę prostych rzeczy - wody, więc należy budować studnie, i narzędzi rolniczych oraz nasion. To pozwoli im produkować żywność oraz rozwijać się samodzielnie. Inna pomoc, jak edukacja, opieka zdrowotna jest dodatkiem. Ważnym, ale jednak dodatkiem.

Ale brak rezultatów może zniechęcać...

- Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, w jakim stopniu my, mieszkańcy bogatej Północy, wykorzystujemy kontynent afrykański do własnych celów. Po to, żeby co roku mieć nowy telefon, eksploatujemy tamtejsze złoża, wykorzystujemy ich surowce do naszego rozwoju, korzystamy z tanich rąk do pracy. Jednocześnie, za pomocą barier celnych, ograniczamy możliwość wprowadzania ich produktów na nasze rynki. To my nie pozwalamy na rozwój Afryce.

Czy pomocy potrzebuje cały kontynent?

- Nie. Afryka to naprawdę bardzo dynamicznie rozwijający się kontynent. Na przykład Kenia, Uganda to całkiem bogate państwa. Owszem, północ Kenii jest bardziej zaniedbana, ale sytuację tę można porównać do polskiej ściany wschodniej, która przez lata była niedoinwestowania, to samo dotyczy np. południa Sudanu, który teraz oddzielił się od północnej jego części. To są dokładnie te same mechanizmy, tylko my chcemy widzieć Afrykę jako coś zupełnie innego. To taki sam kontynent jak Europa czy Ameryka, tyle tylko, że przez lata był nadmiernie eksploatowany i niedoinwestowany.

Jeżeli więc na kontynencie afrykańskim są bogatsze państwa - dlaczego one nie pomagają? Dlaczego szuka się pomocy tak daleko?

- Bogatsze kraje pomagają, ale one nie dysponują takimi środkami jak Europa czy USA. To są kraje rozwijające się, borykają się z wieloma problemami, np. pozostałościami po kolonializmie czy sztucznymi podziałami ich państw. Zresztą, można zadać podobne pytanie w stosunku do nas - dlaczego Polska nie radzi sobie sama i chętnie przyjmuje pomoc Unii Europejskiej.

Wspomniała pani o uzależniającej pomocy. Jaka zatem powinna być właściwa?

- Uważam, że każda pomoc, która prowadzi do usamodzielnienia jest dobra. Za przykład można podać budowę studni, szkół, szpitali, rozwój rolnictwa. To są główne dziedziny, w których kraje rozwijające się potrzebują największego wsparcia.

- Należy jednak pamiętać, że pomocy nie może być za dużo. Wystarczy tyle, żeby możliwe było samodzielne podjęcie dalszych działań. Nie trzeba budować luksusowych szkół, wystarczą zadaszenia. Trzeba za to wspomagać kształcenie nauczycieli, bo jest ich mało. Nie trzeba budować klimatyzowanych szpitali, wystarczy prosty szpital, wyposażony w podstawowy sprzęt, a przede wszystkim - w wykwalifikowana kadra, ludzie, którzy będą wiedzieli jak leczyć.

Co jest złego w luksusowych szkołach i szpitalach?

- Jak mówiłam, zbyt rozbudowana pomoc prowadzi do uzależnienia. Ludzie przyzwyczajają się, zresztą podobnie jest przecież w Polsce. Są całe grupy ludzi, którzy żyją z pomocy społecznej. Nie dostają tam wiele, ale wystarczy na przetrwanie. Tamte społeczności są podobne - jeżeli będziemy wszystko załatwiali za nich, po co mają podejmować wysiłek, żeby cokolwiek zmieniać? Mają dokładnie takie same możliwości jak my, jedyne, czego im brak, to narzędzia.

Wielu ludzi uważa, że ze względu na klimat, ciągłe susze, pomoc dla Afryki potrzebna będzie zawsze...

- Suszom można zapobiegać, wystarczy nawadniać pola. Ale do tego potrzebne są studnie głębinowe, których kraje takie jak Somalia czy Sudan Południowy nie wybudują same.

Kilka dni temu niemal wszystkie media informowały o jednej z najstraszliwszych suszy w historii. Jej także można było zapobiec?

- Myślę, że tak, ale musiałyby być to działania wieloletnie i przemyślane. Zresztą ta susza trwa już od wielu lat, w tym roku po prostu są najniższe od ponad 60 lat opady. W ciągu tych lat niewiele się zmieniło, zainteresowanie mediów pojawiło się dopiero, kiedy doszło do tragedii.

Myśli pani, że to, co dzieje się teraz zmusi do regularnej pomocy?

- Trudno mi wypowiadać się w imieniu wszystkich ludzi i organizacji skłonnych do pomocy. Z naszej strony na pewno nie będzie to pomoc jednorazowa. Ale to, jak będzie pomoc dla Afryki, zależy od naszej świadomości - czy my chcemy pomagać przez chwilę czy chcemy się pomóc w rozwiązaniu problemu.

Myśli pani, że można określić, choćby w przybliżeniu, realny czas zakończenia pomocy humanitarnej dla Afryki?

- To jest pytanie do nas, do mieszkańców półkuli północnej. Ile jesteśmy w stanie Afryce zaoferować i co. Obecnie ratujemy Grecję i względny luksus jej obywateli. Przeznaczamy na to ok. 140 miliardów dolarów. Na Afrykę chcemy przeznaczyć miliard. Tylko, że Grecy nie umierają z głodu. A Somalijczycy - tak.

Wspominała już pani o tym, że Europejczycy nie chcą pozwolić na to, żeby na ich rynkach pojawiły się towary z Afryki, których sprzedaż mogłaby usamodzielnić niektóre kraje...

- Owszem, Europa oddziela się zarówno barierami celnymi, jak i dofinansowaniem swoich produktów. Burkina Faso, która żyje z bawełny, nie będzie w stanie konkurować z Hiszpanią czy Portugalią, bo ich rządy stać na dotacje. Są oczywiście organizacje, które postulują poluźnienie barier celnych.

To realne?

- Sądzi Pani ,że ludzie są skłonni z czegoś zrezygnować? Ja nie. Oni chcą kupować odzież, coraz nowszą elektronikę, samochody i inne gadżety po niskich cenach - musi być tanio. A jeżeli coś kosztuje mało, koszt produkcji również musi być niski. Więc w fabrykach czy na plantacjach pracują dzieci. Czy mamy z tego powodu wyrzuty sumienia? Nie, my chcemy, żeby one to robiły, bo nam się to opłaca. Na szczęście poziom świadomości wzrasta, powstają inicjatywy, takie jak np. jak sprawiedliwy handel, które powoli się rozwijają, również w Polsce.

Jeden z respondentów napisał, że publikowanie zdjęć ofiar suszy to próba szantażu i wymuszania pomocy. Inny - że zdjęcia są niedelikatne i nie powinny być publikowane...

- Ludzie ci mają absolutną rację. PAH przestrzega norm etycznych dotyczących wizerunku. Na naszej stronie internetowej nie znajdzie Pani takich zdjęć, mimo, że również piszemy o głodzie i jego ofiarach. Uważam, że to po prostu nieetyczne, sama protestuję przeciw pokazywaniu najbardziej drastycznych zdjęć w niektórych mediach. Myślę, że nikt, kto znalazł się w tak tragicznej sytuacji, nie chciałby być w ten sposób pokazywany.

- Z drugiej strony nie nazwałabym tego szantażem. Mediom może wydawać się, że straszne zdjęcia zawsze wzbudzą zainteresowanie. I tak się dzieje, jesteśmy żądni sensacji. Tak samo jednak jak i w innych przypadkach trudno tu mówić o etyce, bo pokazywane są tak drastyczne zdjęcia, nie tylko głodu w Afryce - media to pokazują, a ludzie chyba chcą oglądać, skoro nie protestują i kupują.

Czasem można spotkać się z opinią, że pomoc dla Afryki powinna być drugoplanowa - bo w Polsce mamy swoje problemy...

- Dlaczego w takim razie tak chętnie sięgamy po pieniądze unijne? Kiedy nam dają - jesteśmy zadowoleni, kiedy my mamy dać - nie bardzo. Na szczęście w Polsce dzieci nie głodują, są niedożywione. To oczywiście jest poważny problem, ale wiele organizacji, w tym nasza, pomaga najuboższym. Ale to nie znaczy, że powinniśmy pozostać obojętnymi na problemy innych ludzi, umierających z głodu, bez dostępu do wody, których prawo do życia i rozwoju jest zagrożone. Popatrzmy na siebie i zobaczmy, w jakim kraju żyjemy, nas na pewno nie spotka to samo co Somalijczyków.

Wspominała pani o nowym programie PAH, który umożliwi szybką pomoc ludziom dotkniętym przez katastrofę naturalną?

- Tak, klub SOS utworzyliśmy właśnie po to, żeby móc udzielać pomocy jak najszybciej. Członkostwo w klubie polega na złożeniu deklaracji oraz regularnym wpłacaniu jakiejś kwoty, choćby najmniejszej. Dzięki temu zgromadzimy pieniądze, które można szybko wykorzystać w momencie kryzysu.

- Normalna droga organizowania pomocy wymaga od nas złożenia wniosku o przeprowadzenie zbiórki publicznej do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, później oczekiwania na zgodę. Podam przykład - na zgodę dotycząca zbiórki dla ofiar wspomnianej suszy czekaliśmy ponad tydzień. Po tygodniu informowania w mediach o skutkach suszy, media zainteresowały się raportem MAK-u i temat katastrofy w Afryce zszedł na dalszy plan.

- Gdybyśmy zaczęli naszą akcję tydzień później, nie moglibyśmy liczyć na wsparcie mediów. Czekanie na efekty zbiórki, zabiera nam czas potrzeby na podjęcie natychmiastowych działań. Fundusze zebrane przez członków klubu SOS pozwolą nam działać od razu.

PAH apeluje o pomoc dla ofiar kryzysu w Afryce Wschodniej!

Wpłać dowolną kwotę na konto statutowe BPH 91 1060 0076 0000 3310 0015 4960 z dopiskiem "Głód"

Wpłać dowolną kwotę na konto zbiórkowe BPH 30 1060 0076 0000 3310 0016 1199

Dołącz do Klubu SOS PAH!

Wodę i żywność możesz zakupić TUTAJ.

Więcej informacji na stronie Polskiej Akcji Humanitarnejoraz profilu PAH na Facebooku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy