Syndrom chodzącego trupa - gdy życie staje się piekłem

Zespół Cotarda potrafi zamienić nas w zombie: zamiast cieszyć się życiem, uważamy, że znaleźliśmy się w piekle...

Można wyśmiewać filmowe żywe trupy i traktować badania naukowców nad ewentualną zarazą, która potrafiłaby zamienić nas w krwiożercze bestie, jako żart. Można też szydzić z wiary mieszkańców Karaibów (np. Haitańczyków), że czarownicy voodoo potrafią przy pomocy trujących preparatów zamienić człowieka w posłusznego, pozbawionego własnej osobowości zombie. Nie da się jednak zaprzeczyć istnieniu tzw. zespołu Cotarda.

Pseudo-ludzka skorupa

To choroba nie tylko bardzo groźna, ale i rzeczywiście upodabniająca nas fizycznie do zombie. Nie przypadkiem bywa nazywana "syndromem chodzącego trupa". W jej przypadku chory wpada w psychotyczny stan i jest przekonany, że już nie żyje. Czasami wręcz czuje, że jego ciało gnije i że toczą je robaki! Pogrążony w depresji, zaniedbany, wychudzony chory na zespół Cotarda snuje się, przytrzymując się ścian. Czyli, krótko mówiąc, zaczyna zachowywać się i wyglądać jak żywy trup!

Reklama

Pierwszy przypadek opisał francuski neurolog Jules Cotard w 1880 r., stąd nazwa syndromu. Nie znaczy to jednak, że ten zespół chorobowy nie pojawiał się wcześniej. Wiadomo, że Szwajcar Charles Bonnet zauważył coś podobnego u pacjentki w XVIII w. Gdyby poszperać w annałach historii medycyny, pewnie należałoby sięgnąć jeszcze głębiej. Wróćmy jednak do Cotarda.

Jego pacjentka, niejaka Mademoiselle X, utrzymywała, że wbrew wszelkim pozorom nie jest już żywym człowiekiem, lecz jakąś pseudo-ludzką, pustą skorupą pozbawioną wewnętrznych organów. Nie rozpoznawała członków rodziny, bała się odwiedzających ją ludzi, spodziewała się, że czekają ją piekielne męki. Ponieważ w jej mniemaniu skazana została na wieczne potępienie. Idąc tym tropem, uważała, że jest nieśmiertelna. A zatem - nie musiała jeść. I w ten sposób kobieta zagłodziła się na śmierć.

Sezon w piekle

Od tego czasu naukowcy zaobserwowali wiele przypadków zespołu Cotarda, z których wyróżnia się historia pewnego Szkota. W 1990 r. miał on wypadek motocyklowy. Przewieziono go do szpitala w Edynburgu. Przeżył, ale niestety nie bez uszczerbku na zdrowiu: doznał uszkodzenia mózgu. Matka zaopiekowała się nim i dla odprężenia zabrała do południowej Afryki.

I wtedy mężczyzna nagle oświadczył, że jego zdaniem zmarł na jakąś śmiercionośną chorobę i trafił do piekła! Lekarze wytłumaczyli to dzięki prostej dedukcji. Mężczyzna naczytał się i nasłuchał o śmiercionośnymi chorobach w mediach. Natomiast na podejrzenie, że znalazł się w piekle, naprowadziły go afrykańskie upały, do których Szkot nie był przyzwyczajony. Tak potrafi wyglądać zespół Cotarda w praktyce...

Dokładnych przyczyn choroby lekarze nie są jeszcze pewni. Wiadomo, że zapadają na nią osoby w depresji, cierpiące na hipochondrię, mające zaburzenia schizoidalne. Do zespołu Cotarda może prowadzić, zdaniem naukowców, "obsesja na punkcie własnej śmiertelności". To jednak brzmi mało konkretnie. Lekarze nie tylko nie są pewni przyczyn, nie zawsze są też w stanie pomóc chorym.

Tym bardziej, że cierpiący na "syndrom chodzącego trupa" gotowy jest udowodnić innym, że nie żyje - a to prowadzi do prób samobójczych albo zagłodzenia się na śmierć, tak jak u Mademoiselle X. Znane są jednak współczesne przypadki (np. z Japonii, USA i Iranu), że odpowiednimi lekami i terapiami udało się przywrócić do życia tych ludzi, którzy sądzili, że są już w piekle.

Prawda o żywych trupach jest dziwniejsza od fikcji

  Złowieszcze żywe trupy atakują z ekranów kin, telewizorów i komputerów. Uwielbiamy się ich bać. Myśl o tym, że nadejdą chwiejnym krokiem, zwiastując kres cywilizacji, pochłonęła miliony na całym świecie. Adam Węgłowski - człowiek, który zjadł zęby na zombie - udowadnia, że nie jest to wcale nowy fenomen. Ludzkość drżała ze strachu przed żywymi trupami już dwa tysiące lat temu. I miała ku temu doskonałe powody.

Autor wyrusza śladami zombie w podróż przez epoki i kontynenty. Przemierza Afrykę, Karaiby, Bliski Wschód i dziewicze puszcze średniowiecznej Polski. Zagląda do laboratoriów wybitnych biologów i analizuje czarnoksięskie księgi. Jego wnioski są zatrważające.

Od mrożących krew w żyłach rytuałów Haitańczyków, po polowania organizowane przez istniejących naprawdę polskich wiedźminów - walka z żywymi trupami trwa od najdawniejszych czasów. A współczesna nauka tylko potwierdza, że jest się czego bać.

 

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy