Nie ucz się języków obcych. To nie ma sensu!

Od zawsze słyszałem, jak bardzo nauka języków obcych jest ważna. Pewnie, bez znajomości angielskiego byłoby mi dziś dość ciężko, a i komunikacja w innych językach sporo ułatwia. Czy jednak nie dochodzimy do momentu, w którym to już po prostu nie ma sensu? Okazuje się, że tak.

Narzędzia, gadżety i języki obce

Z okazji targów CES 2024 miałem okazję pobawić się nieco nadchodzącym produktem od Vasco Eletronics - to słuchawka, która jest w stanie na żywo tłumaczyć wiele języków obcych podczas konwersacji. Chociaż do premiery urządzenia pozostało jeszcze trochę czasu, to i tak jego działanie, a przynajmniej zamysł robią wrażenie. 

Chodzi o to, że spotykamy się w grupie osób, np. podczas konferencji, każdy z nas mówi w innym języku, a mimo to wszyscy się rozumiemy. Ja mówię po polsku, ktoś inny po chińsku, węgiersku czy francusku i nie ma problemu, aby rozmawiać. Ja w słuchawce słyszę przetłumaczone zdania innych, oni słyszą to, co mówię ja. Brzmi jak coś genialnego? Tak!

Reklama

W zasadzie nie jesteśmy wcale tak daleko od rewolucji, jaką będzie możliwość przełamania bariery językowej. Jeżeli chcemy operować "żywym" językiem na ulicy, podczas wycieczki czy po przeprowadzce, możemy użyć telefonu lub gadżetu, jakim jest translator - taki od Vasco, czy innego producenta, który dostarcza podobny sprzęt. Oba rodzaje mobilnych gadżetów (telefony i translatory) wyposażone są nie tylko w mikrofony i głośniki, ale także w aparaty. Te pomogą przetłumaczyć tekst pisany.

Widzę, słyszę i rozumiem

Okej, możemy tłumaczyć mowę, usłyszeć po polsku to, co mówi do nas druga osoba w innym języku, a nawet przetłumaczyć dokumenty czy informacje zapisane na plakatach i ulotkach reklamowych. Technologiczne gadżety radzą sobie z tym coraz lepiej, dzięki czemu już dziś mogę polecieć do Chin (nie znam chińskiego, jakby co) i raczej bez trudu dam radę się tam odnaleźć. Pojawia się zatem jedno bardzo ważne pytanie.

Czy warto uczyć się języków obcych? Proces nauki nowego języka może nam zająć nawet kilka lat, zależnie od stopnia skomplikowania, a i tak nie ogarniemy w pełni jego niuansów, charakterystyki mowy potocznej, niektórych dialektów i tym podobnych. A tego bywa naprawdę dużo. Kiedyś próbowałem swoich sił z arabskim, choć raczej powinienem użyć określenia Modern Standard Arabic - ustandaryzowanej odmiany języka, który łącznie ma aż 10 dialektów, niekiedy mocno różnych. Efekt? Poświęcamy lwią część życia na naukę, albo odpuszczamy.

Z drugiej strony możemy po prostu uruchomić narzędzie (apkę czy tłumacz) i mamy z głowy godziny spędzone na zapamiętywaniu słówek czy uczeniu się gramatyki. O przyszłość języków obcych zapytałem Macieja Góralskiego, CEO Vasco Electronics:

Niewykluczone, że świat podzieli się na kilka głównych grup językowych. O ile dziś języków mamy około 7000, to w przyszłości w użyciu może być zaledwie kilka. Mamy przecież angielski, hiszpański czy mandaryński lub hindi, jako te najpopularniejsze.

To, czy nastąpi podział i w jakim zakresie, będzie bardzo mocno zależeć od kultury. W Polsce masowo konsumujemy dobra kultury z zachodu, głównie krajów anglojęzycznych. Nieco inaczej jest np. w Hiszpanii, gdzie szeroko rozumiana kultura pop jest mimo wszystko dość lokalna. Znamy przecież hiszpańską muzykę czy seriale. To sprawia, że pozycja rodzimego języka w Madrycie jest zupełnie inna, niż w Warszawie.

Warto jednak pamiętać, że nawet kilka dużych obszarów językowych oznacza, że jedna mowa nie wystarczy, aby się porozumieć. Tym bardziej, gdy w grę wchodzą tak różne od siebie języki, jak angielski i hindi. Czy w tej sytuacji jesteśmy skazani na tłumacze i translatory?

Przyszłość jak zwykle jest nieoczywista

Do pewnego stopnia tak. Wydaje mi się, że mając odpowiedni gadżet nie będziemy zupełnie musieli uczyć się języka, aby jechać na wakacje, przeprowadzić spotkanie biznesowe, czy nawet przez kilka miesięcy pomieszkać w innym kraju i cieszyć się jego urokami podczas pracy zdalnej. To do pewnego stopnia możliwe jest już teraz, a będzie jeszcze łatwiejsze, gdy mobilne translatory i słuchawki zostaną dopracowane.

Jest jednak pewien aspekt, który nie pozwoli nam na pójście na łatwiznę. Mam tu na myśli wszelkie bliższe relacje z ludźmi, przyjacielskie spotkania i poznawanie się inaczej, niż podczas wymiany uprzejmości w sklepie. Nie wyobrażam sobie przysłowiowego wyjścia na piwo, gdzie każdy musi odsłuchiwać tłumaczenia mowy z translatora. To zupełne zatracenie płynności, która jest tak ważna podczas opowiadania żartów i spędzania wspólnego czasu.

Istnieje jednak możliwość, że za kolejnych kilka lat i ten czynnik zostanie zniwelowany. Chodzi o ewentualne opóźnienie. Czy wyobrażacie sobie sytuację, w której obcy język jest tłumaczony 1 do 1 w tym samym ułamku sekundy gdy pada wypowiedź nadawcy? Wtedy potrzebny będzie nie telefon, lecz być może wszczep bez opóźnień wysyłający dane do naszego mózgu (tak Neuralink, patrzę na Ciebie).

Ostatecznie poruszamy się po niepewnym gruncie tego, co przyniosą kolejne lata. Te będą na pewno ekscytujące. Już teraz jesteśmy na etapie, gdzie wyjazd do Francji może odbyć się jedynie ze znajomością słowa "bonjour", a i bez tego się uda. Co dalej? Czas pokaże.

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: nauka | język obcy | CES 2024 | Francja | Hiszpania | Madryt | Polska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy