Test Faceta: Flower Power - czujnik zdrowia roślin

Co producent dronów ma wspólnego... domowymi roślinami? Okazuje się, że bardzo dużo, bowiem ta firma chce zrewolucjonizować sposób w jaki zajmujemy się rezydentami naszych parapetów i biurek. Wszystko to przy pomocy urządzenia o nazwie Flower Power.

Hasło "Flower Power" dotychczas kojarzyło się nam z hipisami i latami 60. ubiegłego wieku. Od teraz, za sprawą urządzenia marki Parrot, słysząc te słowa będziemy myśleć o gadżecie, który dosłownie uratował życie naszej redakcyjnej roślinki.

Flower Power to nic innego jak specjalny czujnik monitorujący na bieżąco "kondycję" rośliny, obok której jest on zainstalowany.

Przypominające łodygę urządzenie sprawdza zarówno poziom wilgotności gleby, nasłonecznienie, temperaturę, jak i stan nawozu. Po wyjęciu z pudełka wystarczy włożyć do niego dodawaną do zestawu baterię AAA, a następnie wetknąć całość w glebę. Flower Power jest już gotowy do pracy.

Reklama

W tym miejscu należy zaznaczyć, iż produkt ten jest bardzo oszczędny. Jedna bateria powinna wystarczyć aż na osiem miesięcy jego funkcjonowania!

W jaki sposób możemy odczytać diagnozę naszej rośliny postawioną przez dzieło inżynierów Parrot? Do tego posłuży nam dedykowana, bezpłatna aplikacja na systemy iOS i Android. Po jej zainstalowaniu na urządzeniu mobilnym zostaniemy poproszeni o zarejestrowanie się oraz sparowanie Flower Power z telefonem lub tabletem przy pomocy Bluetooth. Od razu uspokajamy - wszystko odbywa się automatycznie i trwa mniej niż dwie minuty.

Na końcu robimy zdjęcie naszej roślince (możemy ją też nazwać) i wprowadzamy do aplikacji dane na temat tego, do jakiego należy ona gatunku. W tej ostatniej czynności pomoże nam obszerna - i zilustrowana - baza roślin zawarta w programie. Jest tylko jeden minus - ta część aplikacji dostępna jest wyłącznie w języku angielskim. Dla osób niewładających tym językiem pomocna okaże się znajomość... łacińskiej nazwy posiadanej rośliny.

W wspomnianej bazie liczącej sobie ponad sześć tysięcy pozycji nie znaleźliśmy jednak gatunku, którego przedstawicielem jest nasza zielona "Roślinka" (figowiec benjamiński odmiana "Variegata"). Wybraliśmy ten najbardziej zbliżony i poczekaliśmy aż urządzenie wykona diagnozę.

Musimy zaznaczyć, iż nasz figowiec nie był w najlepszym stanie przed rozpoczęciem testów. Roślina właściwie zrzuciła z siebie wszystkie liście i owoce przez nasze zaniedbania. Do tego trzymaliśmy ją na biurku, z dala okna, co - jak się okazało - było niewłaściwe. Flower Power musiał nam udowodnić, że da się wyjść z tej beznadziejnej sytuacji. Udało mu się to w stu procentach.

Gadżet poprawnie zdiagnozował, że "Roślinka" potrzebowała więcej światła i zaleciła jej przenosiny na parapet. Do tego powstrzymała nasze zapędy dotyczące podlewania. Okazało się, że do doniczki wlewaliśmy wodę zbyt często. Flower Power poprzez system notyfikacji nauczył nas, kiedy najlepiej jest uzupełniać braki H2O u naszej zielonej przyjaciółki. Dowiedzieliśmy się także, że przepada ona za ciepłem. 

Na efekty nie musieliśmy długo czekać. Roślina zaczęła na nowo wypuszczać zielone listki, co oznacza, że gadżet spełnił pokładane w nim nadzieje.

Największym plusem Flower Power jest to, że działa on sam i tylko przypomina nam o obowiązkach. Nie trzeba pamiętać o tym, aby włączyć urządzenie, czy też specjalnie je ustawić. To idealny gadżet dla facetów, którzy nie mają zdolności, czy chęci zajmowania się roślinami, jak i dla ogrodników-amatorów chcących zadbać o jak najlepsze warunki dla rzadkiego okazu znajdującego się pod ich opieką.

Gdyby jeszcze całość podlewała rośliny za nas, to mielibyśmy do czynienia z produktem idealnym.

MO

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy