Test Faceta: Głośnik bezprzewodowy Creative Sound Blaster ROAR

Czy drogi sprzęt audio musi kosztować tysiące i zajmować sporo miejsca? Niekoniecznie, czego najlepszym dowodem jest "ryczący" głośnik firmy Creative.

Nie oszukujmy się - nie wszyscy z nas są audiofilami, którzy słyszą różnicę w odtwarzanym dźwięku po podpięciu droższego kabla. Jeśli zaliczacie się do tej grupy ludzi, to głośnik bluetooth ROAR wyda wam się świetnym zakupem.

Małe kolumny tego typu początkowo miały grać lepiej niż kiepskie głośniczki montowane w smartfonach. Obecnie niektóre z nich są tak dobre, że są w stanie z powodzeniem zastąpić "poważny", a co za tym idzie zajmujący więcej miejsca sprzęt audio. Propozycja firmy Creative może wysłać używane przez ciebie odtwarzacze na emeryturę. Serio.

Nie zrozumcie nas źle - ten kompaktowy głośnik nigdy nie wygra z drogim amplitunerem i zestawem porządnych kolumn. Jednakże z powodzeniem może konkurować on z mikrowieżami i trochę większymi muzycznymi kombajnami.

Największą zaletą ROAR jest jakość wydobywającego się z jego trzewi dźwięku. Aż trudno uwierzyć, że tak mała skrzynka (5,7 cm × 20,2 cm × 11,5 cm) może grać tak czysto, dynamicznie i przy tym "głęboko". Głośnik testowaliśmy na utworach odtwarzanych przy pomocy Spotify (jakość 320 kbps) z iPada sparowanego z urządzeniem połączeniem bluetooth. ROAR radził sobie z każdym gatunkiem - od spokojnych kawałków akustycznych, przez kompozycje goszczące na ścieżkach dźwiękowych hollywoodzkich hitów, aż po najeżony elektronicznymi bitami pop i ciężkiego rocka. To naprawdę uniwersalny sprzęt. 

Reklama

Za krystalicznie czysty dźwięk pieszczący nasze uszy odpowiadają aż dwa wzmacniacze i zasilane przez nie przetworniki. Jeden z nich odpowiada za tony niskie i średnie, drugi wyłącznie za wysokie. Dodatkowo na pokładzie znajduje się subwoofer, dzięki któremu kawałki zyskują energetycznego kopa. Dzięki temu ROAR może grać nie tylko ładnie, ale i głośno.

To jeszcze nie wszystko. Inżynierowie Creative zrobili wszystko, aby ich sprzęt wyciskał siódme poty z plików muzycznych, które każemy mu odgrywać. Wystarczy nacisnąć przycisk ROAR na obudowie głośnika, by popłynęły z niego jeszcze głośniejsze i głębsze dźwięki. Docelowo tryb ten powinno wykorzystywać się na imprezach, kiedy to potrzebny jest dodatkowy "kop", ale sprawdza się on tak dobrze, że warto włączyć go na stałe. Cóż, nazwa Sound Blaster zobowiązuje.

Tego samego nie można powiedzieć o funkcji Tera Bass, która jeszcze bardziej podbija niskie tony. Ta opcja sprawdza się jednak niezwykle rzadko. W większości kawałków słychać wtedy niechciany pogłos, a tony wysokie stają się przytłumione.

Jakość odgrywanego dźwięku to niejedyny powód, dla którego warto rozważyć zakup modelu ROAR. Głośnik ten po prostu dobrze wygląda. Jego kompaktowe wymiary jasno sugerują, że można zabierać go ze sobą z domu, chociaż to właśnie w nim będzie on prezentował się i działał najlepiej. Należy też pamiętać, iż przeciwieństwie do opisywanego już przez nas modelu Creative MUVO mini nie jest on wodoodporny. ROAR nadrabia jednak doskonałą jakością wykonania i "ukrytymi" funkcjami.

Tych ostatnich jest aż kilka. Aby przyjrzeć się im bliżej należy skierować swój wzrok na tylną ściankę urządzenia. Znajduje się tam gniazdo AUX (minijack 3,5 mm), duży i mały port USB, slot na karty micro SD oraz kilka przełączników. To jeszcze nie koniec. Głośnik wyposażono w... mikrofon. Nie jest to może jakiś wyjątkowo użyteczny "bajer", ale przy jego pomocy można na przykład nagrać rozmowę telefoniczną. Zwłaszcza że ROAR możemy użyć jako zestawu głośnomówiącego.

Wsuwając w odpowiedni port głośnika kartę pamięci z plikami MP3 w mgnieniu oka zmienia się w samodzielnie centrum muzyczne. Za pomocą jednego suwaka możemy nawet ustalić czy ma on odtwarzać utwory po kolei, czy też losowo. Świetny patent, który sprawdzi się na imprezach i wyjeździe. Warto wspomnieć też o tym, że ROAR jest przy okazji powerbankiem. Rozładowany smartfon? Podłączcie go do głośnika, a wstąpi w niego nowe życie. Kolejne przydatne rozwiązanie.

W to aż trudno uwierzyć, ale inżynierowie stojący za tym gadżetem wyposażyli go też w... syrenę alarmową. Po jej uzbrojeniu urządzenie naprawdę zaczyna ryczeć. Początkowo funkcja ta wydawała nam się zbędna, ale po chwili zastanowienia doszliśmy do wniosku, że gdyby posiadaczowi głośnika coś się stało, to uaktywniając ten przeraźliwie głośny dźwięk ułatwiłby on poszukiwania ekipie ratowniczej. 

ROAR doskonale sprawdzi się w małym mieszkaniu jako główne źródło dźwięku. Jeszcze lepiej poradzi sobie jako substytut małego radia w biurze. W razie potrzeby może on także posłużyć jako komputerowy głośnik lub mały soundbar. Chcąc wykorzystywać go do oglądania filmów warto pomyśleć o dokupieniu... drugiej sztuki. Głośniki można wtedy połączyć ze sobą uzyskując w ten sposób prawdziwe stereo.

Creative Sound Blaster ROAR jest najlepszym głośnikiem bluetooth jaki do tej pory wpadł w nasze ręce. Jego jakość wykonania, funkcjonalność i przede wszystkim sposób w jaki gra sprawiają, iż jest on wart swojej ceny (ok. 669 zł - 699 zł). Ta nie należy do najniższych, ale możecie mieć pewność, że za te pieniądze kupicie sprzęt, który nie zawiedzie waszych oczekiwań. Szczerze polecamy!

Plusy:

+ jakość odtwarzanego dźwięku
+ design
+ wykonanie
+ prostota użytkowania
+ slot na karty Micro SD
+ różne wyjścia
+ tryb ROAR


Minusy:

- tryb Tera Bass
- czas pracy na baterii mógłby być dłuższy


MO

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama