Test Faceta: Kamera Mio MiVue M350

Kamery "do zadań specjalnych" stały się w ostatnich latach prawdziwym hitem. Małe, lekkie i odporne na wstrząsy oraz trudne warunki atmosferyczne urządzenia stoją za wieloma filmami, na których uwieczniono zapierające dech w piersiach popisy sportowców. W nasze ręce wpadła propozycja firmy Mio - MiVue M350. Jak radzi sobie ona w porównaniu ze sprzętem konkurencji?

Za wizytówkę MiVue M350 najlepiej posłużą liczby. Sprzęt waży 90 gramów, mierzy kilka centymetrów długości, umożliwia nagranie filmów w jakości HD (720p lub 1080p) w 30 lub 60 klatkach na sekundę, a bateria pozwala kamerze na 2 godziny ciągłej pracy. Produkt Mio swoim wyglądem przypomina kieszonkową latarkę, przez co jest poręczny i łatwy do zamontowania na wielu powierzchniach. To największa zaleta opisywanego gadżetu. W odróżnieniu od wielu podobnych urządzeń MiVue M350 można nosić przy sobie na dobrą sprawę cały czas, gdyż zmieści się ona do kieszeni.

Na obudowie urządzenia na próżno szukać przycisków do ustawiania rozmaitych opcji. Znajduje się na niej tylko jeden przycisk - włącznik, którym jednocześnie włączymy oraz zatrzymamy nagrywanie, a także "uśpimy" sprzęt. Odkręcając ręcznie okrągłą zaślepkę umieszczoną z tyłu kamery znajdziemy wejście na karty microSD, port USB oraz diody. Te ostatnie informują o tym w jakim trybie nagrywany jest obraz.

Z jednej strony minimalizm konstrukcji jest ogromną zaletą, gdyż pozwala szybko uruchomić urządzenie i uchwycić ważną chwilę, z drugiej - nie mamy możliwości usunięcia wcześniejszych nagrań, ani nawet ich podglądu. Zapomnijcie też o wskaźnikach poziomu baterii czy ilości wolnego miejsca na karcie pamięci.

Reklama

MiVue M350 przekazuje te informacje użytkownikowi przy pomocy wibracji, ale trudno odszyfrować czy "drgawki" kamery oznaczają, że możemy kręcić jeszcze przez 15 minut, czy też nagranie właśnie się urwało. Te same sygnały podpowiedzą wam czy sprzęt jest włączony. Niestety, przed zabraniem kamery na ekstremalny wypad trzeba zapoznać się z instrukcją. Mimo, iż MiVue350 obsługuje się jednym przyciskiem, to i tak wprowadza to sporo komplikacji.

Jak gadżet Mio sprawdza się w akcji? To zależy od rodzaju aktywności w jakiej sprzęt ten będzie nam towarzyszył. Najlepiej wypada on w roli... rejestratora jazdy. Dzięki dołączonym do zestawu akcesoriom do montażu kamery można umieścić ją zarówno na szybie samochodu, jak i desce rozdzielczej. W pudełku znajdziemy także ładowarkę, którą wpina się do gniazdka zapalniczki, dzięki czemu nie trzeba obawiać się, że gadżet opadnie z sił w długiej trasie. Co najlepsze, Mio MiVue M350 nagra przejazd w jakości, która zawstydza sporo konkurencyjnych urządzeń tego typu.

Szkoda tylko, że MiVue M350 nie za bardzo ma się czym pochwalić, kiedy przychodzi do kręcenia jej scen z myślą o których kupuje się taki sprzęt. Owszem, kamera nagrywa obraz w jakości FullHD i to przy 60 klatkach na sekundę, dzięki czemu jest on bardzo płynny, ale mógłby on być jeszcze ostrzejszy. Odwzorowanie barw i kontrast są poprawne, ale chcąc uzyskać naprawdę miłe dla oka efekty należy "surowe" nagranie obrobić przy pomocy odpowiedniego programu. Dla dociekliwych: nie należy spodziewać się rewelacyjnych efektów kręcąc nią sceny po ciemku.

Kamera Mio, która reklamowana jest jako produkt dla miłośników sportów ekstremalnych, dzielnie znosi wstrząsy i nie straszne są jej nawet upadki na twarde powierzchnie. Niestety, nagrywanie przejazdu, a nawet przejścia pieszo, po wyboistej trasie pozostawiają wiele do życzenia, gdyż MiVue 350 nie ma żadnego systemu stabilizacji obrazu. Na zamieszczonym poniżej filmie zobaczycie, że gadżet ten niezbyt dobrze radzi sobie z drganiami.

Kręcenie "z ręki" odpada w zupełności, lepiej jest kiedy wykorzysta się dodane do zestawu zaczepy, dzięki którym MiVue M350 można przytwierdzić do kasku, kierownicy roweru, zewnętrznego uchwytu, a nawet części ciała. Wielkim plusem jest to, że nie musimy kupować ich osobno. Potrzebne paski, zaciski, szyny, a nawet elementy, które można przykleić znajdziemy w pudełku z kamerą.

Sprzęt ten, według producenta, jest wodoodporny, co oznacza, że można kręcić nim pod wodą na małych głębokościach (do 3 metrów). Trzeba przyznać, że nie są to czcze przechwałki, czego dowód znajdziecie poniżej. Zaznaczmy jednak, iż dla bezpieczeństwa sprzętu nie powinien on znajdować się w wodzie dłużej niż godzinę.

Na osobny akapit zasługuje jeszcze jeden drobiazg, który daje się we znaki. MiVue na każdym nagraniu zostawia znaki wodne w postaci nazwy urządzenia oraz daty nagrania. Ich nałożenie na obraz powinno być opcjonalne. Niestety tak nie jest. W dodatku chcąc ustalenie obowiązującej daty wiąże się z... wgrywaniem na kartę pamięci odpowiedniego pliku tekstowego. Dlaczego w ogóle ktoś zdecydował się na takie rozwiązanie?

O ile do obrazu rejestrowanego przez MiVue M350 nie można mieć większych zastrzeżeń, tak o jakości dźwięku nie można mówić w superlatywach. Kiedy tylko nagrywa się obraz na świeżym powietrzu, to mikrofon "zbiera" przede wszystkim szum wiatru oraz wszelkie możliwe trzaski. Lepiej jest w pomieszczeniach, ale przecież ta kamera nie służy do uwieczniania rodzinnych uroczystości, prawda?

Jak już wspomnieliśmy, podgląd nagrań możliwy jest dopiero po podpięciu kamery do telewizora lub laptopa. W pierwszym przypadku należy przygotować się na szereg frustracji - przeglądanie filmów też kontroluje się wspomnianym już jednym przyciskiem. Uruchomienie niechcianego filmu, na przykład zamiast przewinięcia go do kolejnego nagrania zdarza się zdecydowanie zbyt często. Na szczęście podłączenie sprzętu do komputera działa bez zarzutu i przebiega bez komplikacji. Nie trzeba nawet instalować specjalnego oprogramowania.

Mio MiVue M350 nie jest najlepszą, ani nawet najtańszą kamerą "wyczynową" na rynku. Swoje wady nadrabia ona ilością dołączonych do niej akcesoriów oraz kompaktową konstrukcją. Szukając sprzętu, którym nagracie swoje najlepsze sztuczki wykonane na desce snowboardowej, deskorolce czy rowerze powinniście poszukać lepszej alternatywy. MiVue M350 byłaby świetną propozycją dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę nagrywaniem filmów ze swoich ekstremalnych przygód. Niestety, w podobnej cenie kupimy już kamerę GoPro. W tej sytuacji nawet nie ma dylematu...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kamera | GoPro | sporty ekstremalne | rtv
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy