Charlie Goldsmith: To był znak, że siła uzdrawia

Charlie Goldsmith odkrył, że ma niezwykłą moc i postanowił pomagać ludziom /INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama

Przewlekły ból, cierpienie, tęsknota za normalnym funkcjonowaniem i bezradność medycyny. Tysiące ludzi na świecie żyją nadzieją na poprawę swojego stanu zdrowia. Wówczas zwracają się do Charlie'ego Goldsmitha.

Ile miałeś lat, kiedy umiałeś już uzdrawiać ludzi siłą swojej woli?

Charlie Goldsmith: - Odkryłem tę umiejętność w wieku 18 lat. Któregoś dnia się obudziłem i poczułem energię między dłońmi. Przydarzyło mi się to po raz pierwszy w życiu. Tamtego dnia przypadkowo kogoś uzdrowiłem. Byłem w sanatorium. Obudziłem się i wstałem, żeby zjeść śniadanie. Usiadłem, aby wziąć nóż i widelec, a one w moich rękach się przyciągnęły za pomocą jakiejś siły. Kiedy je od siebie odciągnąłem, poczułem bardzo namacalny magnetyzm pomiędzy dłońmi.

Reklama

- Wtedy pomyślałem, że jest ze mną coś nie tak. Może jestem chory i mam coś nie tak z głową, bo czułem coś, czego nie widziałem. Osoba, która siedziała ze mną przy stole zapytała, czy wszystko ze mną w porządku. Pewnie wyglądałem na lekko zaniepokojonego, ponieważ bałem się, że coś złego się ze mną dzieje. Odpowiedziałem, że nie jest w porządku, ponieważ czuję coś pomiędzy dłońmi. Obróciłem się do niej obok mnie, podniosłem rękę i powiedziałem, żeby spróbowała to poczuć. Ona podniosła swoją rękę i na szczęście poczuła to, co ja.

- To był pierwszy znak. Nie wiedziałem, że ta siła uzdrawia ludzi, ale działo się coś dziwnego. Potem przyszedł do mnie ktoś inny, żeby też poczuć to zjawisko, a ja nie wiedziałem, że ta osoba miała nie do końca zdrową rękę. Okazało się, że przez przypadek ją uzdrowiłem i w ten sposób odkryłem swoją moc.

Jak wygląda sesja uzdrowicielska?

- Nie trwa długo. Zazwyczaj osoba mówi mi co jest dolega. Na przykład: mam chore kolano, zapalenie lub cokolwiek innego. Wystarczy mi informacja o tym jaki jest problem i gdzie jest umiejscowiony. Potem zamykam oczy na 30 do 60 sekund, otwieram je i pytam co teraz odczuwa w problematycznym miejscu. To jest moja miara uzdrowienia. Jeśli osoba miała chore kolano, proszę ją, żeby zrobiła coś, czego dotychczas nie potrafiła z powodu choroby, np. przysiad. Ma to na celu sprawdzenie czy moje oddziaływanie pomogło. Wszystko odbywa się bardzo szybko i nie muszę mieć wielu informacji. Najważniejsze, co muszę dowiedzieć się to to, która część ciała nie jest zdrowa i rodzaj problemu. Potem wykonuję swoją pracę.


Myślę, że wiele osób sceptycznie odnosi się do twojego daru, ponieważ mamy tendencje do tego, aby nie wierzyć w coś, czego nie da się zobaczyć. Jak radzisz sobie z taką krytyką?

- Po jakimś czasie się do tego przyzwyczaiłem, myślę że dlatego, że się z tym spotykam już od 20 lat. Mogę sobie z tym radzić na dwa sposoby. Mogę akceptować to, że ludzie są sceptyczni i niewiele jestem w stanie z tym zrobić. Ale najczęściej pokazuję ludziom uzdrawianie, a nie spędzam czasu na rozmowy o nim. Demonstruję swoje umiejętności i większość sceptyków, którzy na własne oczy widzą rezultaty mojej pracy, bardzo szybko pozbywają się swojego sceptycyzmu. I to jest mój sposób na krytykę - pokazuję, co robię i przyjmuję to, że niektórzy nawet nie chcą na popatrzeć i pozostają sceptyczni, z czym nie mam żadnego problemu.  

Czy mógłbyś opowiedzieć nam o przypadku, w którym kogoś nie mogłeś wyleczyć i dlaczego tak się stało?

- Było wiele takich przypadków. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Na pewno nie chodzi o to, że nie wkładam w to wysiłku. Z jakiegoś powodu nie potrafię wyleczyć 2-3 osób na 10. Zauważyłem, że nie udaje mi się uzdrowić osób z szumem usznym lub dzwonieniem w uszach. Ostatnio miałem wiele próśb o uzdrowienie tej przypadłości i nie udało mi się w żadnym z tych przypadków.

- Myślę, że dzieje się tak dlatego, że nie wszystko można uzdrowić jednym sposobem. Nie ma jednego idealnego rozwiązania, czasem jest tak, że to nie ja powinienem pomóc. Znajduje się to poza zasięgiem moich możliwości lub nie jestem odpowiednim praktykiem i osobą do tego konkretnego przypadku. Nie umiem dokładnie odpowiedzieć, dlaczego nie potrafię tego zrobić. Wiem, że tak się zdarza. Nic nie jest idealne. I ja to akceptuję.


Opowiedz nam o najbardziej poruszającym przypadku lub osobie, którą uzdrawiałeś.

- Taki przypadek będziecie mogli obejrzeć w drugim odcinku programu. Zobaczycie małego chłopca o imieniu Gibson, ma dwa - dwa i pół roku. Od urodzenia cierpiał na chroniczne bóle i miał także kilka chorób genetycznych, które powodowały, że cały czas był zagrożony. Prawdę mówiąc nie sądziłem, że będę w stanie mu pomóc. Zostałem o to poproszony, ale powiedziałem producentom, że to dla mnie zbyt wielkie wyzwanie, ale spróbuję. No i zadziałało.

- Jak zobaczycie w programie, rezultaty były całkiem dobre i z kilku powodów ten przypadek był taki ważny. Po pierwsze, myślałem, że ta sprawa mnie przerośnie, i po drugie, ten chłopczyk był taki mały, a jego rodzice przez cały czas żyli w stresie i strachu, ponieważ cały czas wisiało nad nim niebezpieczeństwo. Znalazłbym jeszcze kilka innych przypadków, ale myślę, że ten przykład jest dobry, ponieważ będziecie mieli szansę zobaczyć to, co widziałem ja i co dla mnie bardzo wiele znaczy.

W jaki sposób twój dar wpłynął na ciebie samego? Czy odczuwasz jakieś negatywne konsekwencje?

- Tak, jestem nieustannie zmęczony. To jest negatywny skutek. Nieważne, jak bym się starał, czuję zmęczenie. Poza tym poświęcam na uzdrawianie dużo czasu i nie mogę przez to pracować. Prowadzę kilka firm, w których spędzam mniej czasu niż bym chciał, ponieważ pomagam innym. Widzicie więc, że utrudnia mi to w pewnym sposób życie, ale z drugiej strony pomaganie ludziom to przywilej, więc wybieram to, choć nie jest to łatwe.

Program "Uzdrowiciel" w telewizji TLC we wtorki o godz. 22.30.

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy