Zabij albo zgiń. Tom 1 - strzał w tył głowy [recenzja]

Okładka albumu "Zabij albo zgiń. Tom 1" /INTERIA.PL
Reklama

Do... sześciu razy sztuka? Po duecie Ed Brubaker i Sean Philips nie trzeba, tylko wręcz należy, spodziewać się wysokiego poziomu. Ich "Zabij albo zgiń" wydany na polskim rynku przez Non Stop Comics to kawał świetnego albumu.

Zasada jest prosta - miesiąc życia za każdą zabitą osobę. To fundament historii Dylana, 28-letniego studenta, którego nieudana próba samobójcza kończy się spotkaniem, które odmieni nie tylko jego życie, ale także wszystkich bliskich mu osób.

Brubaker nie każe czytelnikowi czekać do ostatniego aktu na wybuch strzelby. Shotgun w naturalistyczny ale i "stylowy" sposób dziurawi śrutem anonimowego mężczyznę już na pierwszej stronie albumu.

Tak mocne otwarcie - także w kwestii graficznej - jest najlepszym zwiastunem emocjonalnej karuzeli, którą fundują nam autorzy "Zabij albo zgiń".

Jak to zwykle w komiksach bywa przewrotny pomysł na fabułę jest tylko tłem dla bardziej codziennych i przyziemnych problemów. Samotność, depresja, potajemne romanse czy wreszcie stan zdrowia psychicznego są tutaj na pierwszym planie.

Reklama

Scenarzysta nigdy jednak nie stłamsić tkanej przez niego historii mającym filozoficzny charakter wywodom. Jest więc nie tylko "mądrze", ale i podejrzanie wręcz intrygująco. W końcu na własne życzenie wchodzimy w głowę zabójcy...

"Zabij albo zgiń" to komiks wyłącznie dla dorosłych czytelników. Wspomniałem o poważnej tematyce, którą w wielu kadrach dodatkowo podkreślają rozbryzgi krwi, golizna i królujące w wielu "dymkach" przekleństwa.

"Brud" całej opowieści dosłownie wylewa się kart komiksu dzięki ilustracjom Seana Philipsa. Laureat nagrody Eisnera doskonale wie, że jak stworzyć mroczny, ale przy tym nieodżegnujący się od rzeczywistości klimat. Jego realistyczna kreska doskonale pasuje do całości.

Struktura pierwszego tomu przypomina odcinek pilotażowy świetnego serialu. Ruszyła naprawdę ciekawa intryga, bohaterowie i ogólny ton całości zostały dobrze zarysowane, a całość kończy się... w najbardziej emocjonującym momencie. Tylko z przystawionym do głowy pistoletem skłamałbym, że nie czekam na tom oznaczony cyfrą 2.

Michał Ostasz

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy