Captagon: Narkotyk bojowników Państwa Islamskiego

Żołnierze po każdej ze stron syryjskiej wojny domowej zażywają captagon, aby przezwyciężyć strach i zwiększyć swoją wytrzymałość /East News
Reklama

Pod względem składu chemicznego przypomina znane w Polsce tabletki ecstasy. Jednak ta pigułka zwykłego najemnika zamienia w superżołnierza, a normalnych ludzi – w pozbawione emocji maszyny do zabijania.

Wygląda jak standardowa tabletka od bólu głowy. Ale mało kto ją połyka. Pigułka captagonu rozgniatana jest zwykle na proszek i dzielona na trzy do czterech "kresek". Dżihadyści za pomocą rurki wciągają ją do nosa.

W ułamku sekundy narkotyk przedostaje się z krwi do mózgu i atakuje centralny układ nerwowy. Dopamina gromadzi się w płacie czołowym mózgu i prowadzi do zwiększenia koncentracji.

Uwolniona noradrenalina sprawia, że wzrasta ciśnienie krwi. Cały organizm jest napięty, jak w sytuacji zagrożenia, i w każdej chwili gotowy do walki albo ucieczki. Głód, sen oraz ból są wyłączone. Po captagonie strach już nie istnieje - również przed własną śmiercią. Czy właśnie to napędza terrorystów samobójców, takich jak ci, którzy przeprowadzili w marcu krwawe zamachy w Brukseli?

Reklama

Od imprezowego narkotyku do dopingu dla zabójców

Naoczni świadkowie rzeczywiście donoszą, że twarze terrorystów są często pozbawione jakichkolwiek emocji - jak gdyby byli pod wpływem narkotyków.

Czy to wyjaśnia, dlaczego młodzi mężczyźni w kamizelkach wypełnionych materiałami wybuchowymi popełniają samobójstwo, zabijając wielu niewinnych ludzi? Policje wielu krajów są o tym przekonane i podążają za teorią mówiącą, że przed atakami zamachowcy odurzają się substancją zwaną captagonem.

Czym jest ten narkotyk, który zamienia ludzi w morderców? Captagon to nazwa handlowa fenetyliny, czyli pochodnej amfetaminy, która przez 25 lat sprzedawana była jako... lek.

Captagon, wynaleziony ponad pół wieku temu w Niemczech, stosowany był od 1961 roku w Europie oraz Stanach Zjednoczonych w leczeniu ADHD oraz depresji. Ale naprawdę dochodowym biznesem okazała się jego sprzedaż jako środka pobudzającego studentom, imprezowiczom oraz sportowcom.

W 1986 roku captagon uznano za groźny narkotyk i zabroniono jego sprzedaży i stosowania. Został usunięty z listy leków, ale nigdy nie zniknął. Choć w Europie captagon powoli odchodził w zapomnienie, na Bliskim Wschodzie stawał się coraz bardziej popularny. Zwłaszcza w państwach takich jak Arabia Saudyjska czy Jemen, gdzie alkohol jest zakazany, ludzie interesu oraz młodzież odurzali się małymi pigułkami. I to mimo że za konsumpcję narkotyków grożą drakońskie kary - w najlepszym wypadku chłosta.

Od momentu wybuchu wojny domowej w Syrii w 2011 roku captagon przeżywa prawdziwy renesans. Generał Ghassan Chamseddine jest przekonany, że dzisiaj wytwarza się go znacznie więcej. Produkcja captagonu odbywa się głównie w Syrii, następnie jest on przemycany do Libanu i stamtąd eksportowany do całej Zatoki Perskiej. Chamseddine dowodzi jednostką antynarkotykową w Libanie.

Niedawno śledczy zabezpieczyli 50 milionów tabletek captagonu - to ich największa dotychczasowa zdobycz. Wartość w przeliczeniu: ponad 1,2 miliarda złotych. W Arabii Saudyjskiej bezpośredni konsument za jedną pigułkę musi zapłacić 80 złotych, ale w Syrii paczki zawierające po 200 tabletek rozprowadzane są w cenie hurtowej 260 złotych.

Wyrabianie narkotyku jest dziecinnie proste. Składniki, takie jak kofeina oraz witaminy, pochodzą z Turcji, gdzie są łatwo dostępne i legalnie sprzedawane. Z amfetaminą jest tylko trochę trudniej. Poza tym potrzebna jest maszyna do wytwarzania pigułek - taka, jakiej używa się do robienia cukierków czekoladowych.

Paliwo Państwa Islamskiego

Ponieważ Syria jest państwem upadłym, a więc takim, które przestało spełniać swoje podstawowe funkcje, nikogo nie obchodzą powstające tam jak grzyby po deszczu wytwórnie narkotykowe.

Głównymi odbiorcami są aktorzy wojny domowej: żołnierze prezydenta Baszara al-Assada, rebelianci walczący przeciwko dyktatorowi - i zwłaszcza terroryści tzw. Państwa Islamskiego. Jego działania opierają się na tej pigułce - tak uważa wielu producentów captagonu.

Dostawcy narkotyku dla kalifatu islamistów mówią, że zamachowcy samobójcy zażywają dziesiątki tych pigułek, aby przygotować się do ataku. Nie bez powodu captagon na Bliskim Wschodzie nazywany jest "narkotykiem dżihadystów" - podobno rzeczywiście sprawia, że terroryści łatwiej pokonują zahamowania przed zabijaniem.

Ta pochodna amfetaminy zwiększa również u bojowników odwagę oraz poziom agresji. "Od razu stajesz się całkowicie pobudzony: nawet gdybyś chciał, nie jesteś już w stanie zamknąć oczu" - mówi w internetowym filmie ukrywający twarz dżihadysta. "Masz wrażenie, że jesteś niepokonany. Także wtedy, gdy stoi przed tobą dziesięciu wrogów, jesteś pewien: mogę ich wszystkich zabić".

Narkotyk może też zmienić osobowość. Po dłuższym zażywaniu captagonu w dużych dawkach u przyjmującego zaczynają się rozwijać psychozy oraz skłonność do przemocy, więc taki rodzaj narkotyku nigdy nie powinien znaleźć się w rękach terrorystów. Na to ostrzeżenie dawno jest jednak za późno. Niektórzy eksperci uważają, że Państwo Islamskie potrzebuje captagonu, aby w ogóle istnieć. Dlaczego? Ten narkotyk może być potężniejszy od Koranu.

W rzeczywistości bowiem dowódcy obawiają się, że ich zwolennicy odwrócą się od nich - z powodu sprzecznych z podstawami religii  czynów: zabijania niewinnych, barbarzyńskich tortur, gwałtów. Za pomocą narkotyku terroryści bez problemu mogą zaś utrzymać kontrolę nad swoimi bojownikami, uzależniając ich tak samo jak zwyczajni dealerzy. A pod tym względem captagon ma ogromny i przerażający potencjał: konsument może popaść w nałóg już po kilku "odlotach".

Dla IS to pożądana sytuacja, ponieważ nie musi przekonywać żołnierzy o słuszności swoich idei - wystarczy, że zadba o regularne dostawy narkotyku.

Świat Tajemnic
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy