Tajne stowarzyszenia: Kto tak naprawdę rządzi światem?

Skulls and Bones, Loża Masońska, Iluminaci - kto tak naprawdę sprawuje władzę nad światem? /East News
Reklama

W 2017 roku spotkanie Grupy Bilderberg odbyło się w amerykańskim mieście Chantilly, zaledwie 40 minut jazdy samochodem od Białego Domu. Lista zaproszonych gości robi imponujące wrażenie...

Wśród nich znaleźli się: José Manuel Barroso (były przewodniczący Komisji Europejskiej, obecnie doradca banku Goldman Sachs), Bill Morneau (minister finansów Kanady), David S.  Cohen (były wicedyrektor CIA), Anne Berner (minister komunikacji i  transportu Finlandii), Soren Pind (minister nauki i szkolnictwa wyższego Danii), Jeanine Hennis- Plasschaert (ówczesna minister obrony Holandii), Christine Lagarde (dyrektor Międzynarodowego Funduszu Walutowego), Mathias Döpfner (szef wydawnictwa Axel Springer), Oliver Bäte (dyrektor generalny grupy Allianz), John Elkann (prezes  koncernu Fiat), Thomas Enders (dyrektor generalny Air busa) czy prof. Stephen Kotkin (historyk i sowietolog z Uniwersytetu Princeton).

Reklama

Nie zabrakło też polskiego akcentu: na spotkanie przyjechał były minister spraw zagranicznych -  Radosław Sikorski. A to tylko fragment listy gości liczącej aż 131 nazwisk. Co łączy te osoby? To jedni z najbardziej wpływowych ludzi na świecie. I tak jest na spotkaniach Grupy Bilderberg od ponad 60 lat. Co ciekawe, nie wiadomo, o czym się na nich dyskutuje - nigdy nie wydano ani postanowień końcowych, ani oficjalnego oświadczenia. Uczestnicy zobowiązani są do zachowania tajemnicy o przebiegu obrad pod groźbą dożywotniego wykluczenia.

Czy w takiej sytuacji można się dziwić, że na temat Grupy Bilderberg powstało tyle teorii spiskowych? Niektóre z nich rzeczywiście budzą uzasadniony niepokój...

Potężny klub, który oficjalnie nie istniał

Grupa Bilderberg, nazywana także Klubem, to nieformalne zrzeszenie prominentnych osób z różnych dziedzin życia publicznego. Są wśród nich koronowane głowy, byli prezydenci, premierzy, ministrowie, biznesmeni i dyrektorzy największych korporacji. W  corocznych zjazdach bierze udział od 120 do 150 gości, którzy spotykają się w celu omówienia problemów globalnego bezpieczeństwa, polityki i  gospodarki. A przy najmniej oficjalnie, bo nigdy nie upubliczniono programu dyskusji. 

Czy to Polak stworzył tajny, światowy rząd?

Spotkania przyszłej Grupy Bilderberg zostały zainicjowane przez urodzonego w 1888 roku w Krakowie Józefa Retingera. Ten wpływowy polityk i członek loży wolnomularskiej w latach 30. ubiegłego wieku pełnił funkcję m.in. doradcy meksykańskiego prezydenta Plutarca Elíasa Callesa, a podczas II wojny światowej - generała Władysława Sikorskiego.

Zdaniem zwolenników teorii spiskowych Retinger był - w zależności od wersji - tajnym agentem USA, Wielkiej Brytanii, ZSRR, a nawet... Watykanu. Aż do śmierci w 1960 roku Polak pełnił funkcję stałego sekretarza Grupy Bilderberg.

MASONERIA

To najpopularniejszy i najpotężniejszy ruch, któremu tropiciele tajemnic przypisują całe zło tego świata. Jest wyjątkowo liczny, może mieć nawet pięć milionów członków. Pod względem ideologicznym nie jest jednolity, posiada wiele odrębnych nurtów filozoficznych i politycznych, charakterystycznych dla poszczególnych państw. Jest to stowarzyszenie o charakterze globalnym, zakorzenione niemal w każdym kraju, a wspólnym mianownikiem dla wszystkich grup ma być wiara w samodoskonalenie człowieka i Najwyższy Byt sterujący kosmosem.

Ruchy wolnomularskie zyskały na popularności w epoce oświecenia, a pierwsze z nich powstały już w końcu XVII wieku w Anglii i Szkocji. Teorii na temat masonów jest wiele. Niektóre mówią o dążeniu do przejęcia władzy nad światem, kolejne - o chęci ograniczenia wpływów Kościoła, a jeszcze inne - próbach stworzenia jednolitego społeczeństwa opartego na laickich ideałach. Faktem jest, że loże masońskie od zawsze przyciągały osoby bogate i wpływowe, a ze względu na tajemnicze rytuały, które towarzyszyły spotkaniom, ich członków posądzano o konszachty z diabłem.

Choć charakter i poczynania lóż masońskich są kwestią sporną, to wielu ich członków pozostaje znanych. Nie jest więc wymysłem fantastów, że byli nimi np. Jerzy Waszyngton, Stanisław August Poniatowski, Wolfgang Amadeusz Mozart czy Winston Churchill. Dowodem działalności wolnomularzy mają być symbole widoczne wokół nas - wtopione w elementy architektury czy np. banknoty

Jednym z najsłynniejszych wolnomularzy był pierwszy prezydent USA, Jerzy Waszyngton. Otaczał się członkami loży, podczas niektórych uroczystości występował w masońskim fartuchu i przepasce, a w trakcie zaprzysiężenia na najwyższy urząd położył dłoń na Biblii sprowadzonej z Loży Świętego Jana nr 1.

Siła symboli

Cyrkiel - używany do wykreślania koła - wyobraża doskonałość, sprawiedliwość, równowagę sił duchowych i fizycz nych. Węgielnica, narzędzie do wyznaczania kątów prostych, wskazuje na porządek oraz uczciwość. Znajdująca się pomiędzy nimi litera G to z kolei inicjał słów takich jak geometria, grand (ang. wielki), gnoza (wiedza), geniusz czy God (ang. Bóg).

Grupa nie ma stałych członków, co roku powstaje nowa lista gości. Jej przygotowaniem zajmuje się komitet wykonawczy, którego skład do niedawna był tajny. Wspólnym mianownikiem tych szczytów ma być możliwość prowadzenia nieformalnych rozmów - bez udziału dziennikarzy, a więc i oceny opinii publicznej. Dla jednych to szansa na przełamanie impasu w wielu trudnych negocjacjach, dla innych - miejsce do załatwiania nie zawsze czystych interesów. Historia Grupy Bilderberg sięga maja 1954 roku. Głównym inicjatorem inauguracyjnego spotkania był Polak, były doradca premiera Władysława Sikorskiego, Józef Retinger. Niepokoiły go nasilające się nastroje antyamerykańskie i rozwój komunizmu w Europie Zachodniej, dlatego postanowił działać na rzecz zacieśniania więzi transatlantyckich.

Holenderski książę Bernhard zgodził się sfinansować pomysł, który poparty został przez szefa CIA Waltera Bedella Smitha oraz Biały Dom. Pierwszy zjazd polityków oraz biznesmenów ze Starego Kontynentu i USA miał miejsce w Oosterbeek niedaleko Arnhem, w Hotelu de Bilderberg, od którego z czasem klub przyjął swą nazwę. Nieskrępowany i swobodny format rozmów okazał się strzałem w dziesiątkę.

"Konferencja miała pożyteczny cel, dlatego wspólnie zadecydowano, że następnego roku powinna odbyć się ponownie" - pisał David Rockefeller.

W zasadzie tak zostało do dziś, a z każdym kolejnym rokiem krąg prominentnych gości poszerzał się. Przez kilkadziesiąt lat w tajnych dyskusjach uczestniczyli między innymi: Margaret Thatcher, Henry Kissinger, Hillary i Bill Clintonowie, George Bush i jego syn George junior, brytyjski książę Karol, David Cameron, Tony Blair, Angela Merkel, Joe Biden, George Soros, rodziny Rockefellerów oraz Rothschildów, Pierre Trudeau, John Kerry, Bill i Melinda Gatesowie, Rupert Murdoch, a także wielu, wielu innych.

O czym dyskutowano podczas tych rozmów? Nie wiadomo, ponieważ uczestnicy mają obowiązek zachowania całkowitej dyskrecji. Jest to oczywiście pożywka dla amatorów wszelkiego rodzaju teorii spiskowych, którzy twierdzą, że Bilderberg decyduje o tym, co dzieje się we wszystkich państwach świata. Trzeba przyznać, iż politycy i biznesmeni przez lata zrobili wiele, by ludzie żyli w takim przeświadczeniu. Wystarczy wspomnieć, że do połowy lat 80. zaprzeczano, iż Grupa w ogóle istnieje! A dziennikarze, którzy próbowali złamać zakaz wstępu do miejsc spotkań, byli aresztowani.

We wrześniu 2005 roku belgijski dyplomata Étienne Davignon przekonywał redaktora BBC Billa Haytona, że Bilderberg to jedynie "forum, gdzie ludzie, którzy mają wpływy, mogą swobodnie porozmawiać z innymi wpływowymi osobami i rozważyć dzielące ich różnice bez niepotrzebnego krytycyzmu i publicznej debaty na temat ich poglądów". Na pytanie o finansowe naciski na politykę przyznał jednak, iż "biznes nie odbiera prawa do rządzenia demokratycznie wybranym przywódcom" oraz że zdrowy rozsądek nakazuje wierzyć, iż "biznes wpływa na społeczeństwo, podobnie jak polityka". Tym sposobem przewodniczący Grupy - zamiast rozwiać wszelkie wątpliwości - jedynie je spotęgował.

Zalążek światowego rządu

Lista oskarżeń wysuwanych pod adresem Bilderbergu jest długa. Dla wielu osób to nic innego jak tajemne zgromadzenie, które steruje losami naszej planety i decyduje o wyborze najważniejszych głów państw. Antyglobaliści zarzucają uczestnikom, że próbują stworzyć tak zwany Nowy Porządek Świata.

ŚWIAT TAJNYCH STOWARZYSZEŃ

Zakon Iluminatów

Nieco młodszy od ruchu masońskiego, choć równie popularny, jest Zakon Iluminatów, czyli ludzi oświeconych, powołany do życia 1 maja 1776 roku przez Adama Weishaupta w bawarskim mieście Ingolstadt. Iluminaci wyrośli na gruncie lóż wolnomularskich, szybko stając się ruchem o charakterze ogólnoeuropejskim, który już w pierwszych latach istnienia zrzeszał blisko 600 członków. Zakon posiadał własne stopnie wtajemniczenia i rytuały, co - podobnie jak w przypadku masonów - potęgowało aurę tajemniczości.

Celem jego działalności było propagowanie idei oświeceniowych i rozwoju społeczeństw w duchu wartości laickich (w opozycji do Kościoła), co według niepotwierdzonych plotek miało doprowadzić m.in. do wybuchu rewolucji francuskiej. Faktem jest, że zanim do tego zrywu doszło, władze Bawarii, zaniepokojone popularnością ruchu, w 1785 roku zakazały jego działalności. W bardzo krótkim czasie za ich przykładem poszła większość przywódców na Starym Kontynencie.

Wiele osób wierzy, iż to nie powstrzymało iluminatów. Zakon ma potajemnie funkcjonować do dziś, dążąc do ustanowienia Nowego Porządku Świata. Niektórzy to właśnie jemu przypisują m.in. zabójstwo prezydenta Johna F. Kennedy’ego, a wśród jego prominentnych członków mieli znaleźć się Winston Churchill, David Rockefeller czy Zbigniew Brzeziński.

Oznaka rostropności

Symbolem iluminatów jest sowa - atrybut greckiej bogini Ateny. Od starożytności ptak ten kojarzony jest z mądrością i przenikliwością.

BRACTWO SKULLS & BONES


Bractwo Skull & Bones (ang. czaszka i kości) powstało w 1832 roku na Uniwersytecie Yale w stanie Connecticut jako odpowiedź na popularne ruchy masońskie. Była to oferta skierowana do studentów, którzy dopiero w przyszłości mieli zostać "panami świata". Stworzenie zintegrowanej i wiernej wspólnym ideałom grupy miało procentować zacieśnianiem więzi, które w odpowiednim czasie zostaną wykorzystane. Słowa "ideały" użyło tu nieco na wyrost, ponieważ członkowie bractwa mają być wierni tylko interesom własnym i zgromadzenia, nawet za cenę lojalności wobec państwa.

Dostęp do zrzeszenia, które istnieje do dziś, jest mocno ograniczony. Każdego roku dołącza do niego jedynie 15 osób, mających szansę na zostanie liderami w swoim środowisku. Zdaniem komentatorów tak właśnie tworzą się przyszłe elity polityczno-biznesowe w Stanach Zjednoczonych. Skull & Bones, podobnie jak wiele innych tajnych organizacji, posiada własne rytuały i stopnie inicjacji. Wśród osób, które nigdy nie wyparły się członkostwa w bractwie, są amerykańscy prezydenci (George Bush senior i jego syn George junior), a także senator John Kerry oraz doradca ekonomiczny Baracka Obamy - Austan Goolsbee.

Upiorny mit założycielski

Czaszka ze skrzyżowanymi kośćmi towarzyszy bractwu od początku jego istnienia. Według jednej z legend emblemat ten nawiązuje do kradzieży szczątków indiańskiego wodza Geronimo, której miał się dopuścić współzałożyciel Skull & Bones.

Zdaniem Williama V. Shannona, nieżyjącego już dziennikarza "The New York Times" i ambasadora USA w Irlandii, celem członków grupy jest wprowadzenie ludzkości w wiek postnacjonalizmu, czyli świata pozbawionego krajów, choć podzielonego na regiony. W takiej konfiguracji powstałyby globalna gospodarka oraz globalny rząd. I rzecz jasna - jedno społeczeństwo wyznające te same wartości. Do tego wspólna policja i waluta. Nasza planeta miałaby stać się wielką korporacją. Środkiem do osiągnięcia tego celu uczyniono by socjotechnikę i prowadzone na coraz większą skalę inwigilowanie ludności za pomocą technologii.

Swoją drogą, jeśli komuś te założenia przypominają opis Unii Europejskiej, to ma dużo racji: w wywiadzie udzielonym w 2009 roku Étienne Davignon mimochodem potwierdził, że powstała ona właśnie dzięki tajnym spotkaniom Grupy Bilderberg!

Nie brakuje też porównań do stowarzyszeń wolnomularskich. Członków Bilderbergu nazywano spadkobiercami średniowiecznego związku Czarnych Gwelfów i kontynuatorami idei Zakonu Iluminatów. Popularna była teoria, jakoby spotkania grupy finansowano przed laty z pieniędzy zrabowanych w czasie wojny przez hitlerowców. W  tle pojawiła się wreszcie absurdalna idea potężnych reptilian, wyznawana przez ludzi wierzących, że największe osobistości współczesnego świata to tak naprawdę... jaszczury z kosmosu.

Przy okazji na uczestników zrzucano odpowiedzialność za liczne nieszczęścia. Grupa Bilderberg miała wywołać wojnę w Jugosławii, zdecydować o tym, że Putin nie zostanie pozbawiony władzy i wyznaczać wyższe ceny ropy. Wystarczyła informacja, iż w zjazdach wzięli niegdyś udział książę Walii Karol i brytyjski polityk Peter Mandelson, by przypisać jej udział w morderstwie księżnej Diany. Uczestnicy elitarnych spotkań zbywają podobne zarzuty ironicznym śmiechem, bo na większość z nich nie da się zareagować inaczej. Nie oznacza to jednak, że brak powodów do obaw. Z pewnością zapraszani prominenci z kilku kwestii powinni się wytłumaczyć...

Tajny plan elit

Z Grupą Bilderberg, która przez wiele osób traktowana jest jak zakamuflowany globalny rząd, bardzo często wiąże się pojęcie Nowego Porządku Świata (ang. New World Order). Jest to teoria zakładająca istnienie tajnego planu elit, którego celem jest  stworzenie globalnego państwa totalitarnego: z jednolitą religią, prawodawstwem, wojskiem, gospodarką i systemem wartości. Najważniejszą częścią tej strategii ma być całkowita inwigilacja obywateli, możliwa poprzez dalszy rozwój techno logiczny.

Zdaniem zwolenników teorii spiskowych proces zaprowadzania nowego ładu już trwa. Dowodem na ten stan rzeczy ma być powszechny dostęp do internetu, poprzez który da się kontrolować zachowanie obywateli (aktywność w sieci, aplikacje, media społecznościowe), inwigilacja użytkowników telefonów komórkowych czy choćby ograniczenie płatności gotówką na rzecz transakcji elektronicznych, które zostawiają cyfrowy ślad. Wrażenia powszechnego nadzoru wcale nie osłabia wszędobylski monitoring i systemy rozpoznawania twarzy.

ZAKON ŚWIĄTYNI WSCHODU

Czyń swoją wolę - będzie całym prawem" brzmi motto tajemniczego zrzeszenia religijnego założonego w 1905 roku przez Carla Kellnera i Theodora Reussa. Zakon Świątyni Wschodu (łac. Ordo Templi Orientis) jest międzynarodową organizacją o charakterze paramasońskim, skupioną wokół kultu mitycznych egipskich bogów oraz szatana.

"Zakon oferuje ezoteryczne instrukcje poprzez uczestnictwo w  rytuałach, wsparcie w nauce systemu oświeconej etyki oraz braterstwo wśród aspirujących do Wielkiego Dzieła, w celu odkrycia boskiej części w człowieku", czytamy w statucie założycielskim. Działalność ruchu oficjalnie ogranicza się do propagowania magii i zagadnień okultystycznych, a najsłynniejszym jego członkiem był Aleister Crowley. Za swojego mistrza uważał go m.in. Anton Szandor LaVey, założyciel Kościoła Szatana w Stanach Zjednoczonych. Według niektórych teorii spiskowych  Zakon robi wszystko, by sprowadzić na ziemię Antychrysta.

Nowy porządek, nowe wyzwania

Brytyjski okultysta i mistyk Aleister Crowley (na zdj. u góry pozuje w ceremonialnych szatach) postanowił dostosować symbolikę kart tarota do wyzwań XX wieku - w tym celu polecił swojej wyznawczyni "odświeżyć" tradycyjną talię.

BOHEMIAN CLUB

W słynnym serialu House of Cards jest scena, w której Francis Underwood, by zyskać głosy potrzebne mu w zdobyciu fotelu prezydenta, udaje się na zjazd tajemniczej grupy, która w środku nocy odprawia dziwny rytuał wokół 10-metrowego wizerunku sowy. To bezpośrednie nawiązanie do stowarzyszenia o nazwie Bohemian Club. Ma ono zrzeszać najbogatsze oraz najbardziej wpływowe osoby ze świata biznesu, mediów i polityki.

Elity elit spotykają się raz w roku na 1100-hektarowej posiadłości Bohemian Grove w północnej Kalifornii, aby odprawić tajemnicze obrzędy. Co chcą nimi osiągnąć? Tego nie wie nikt. W zjazdach mieli w przeszłości uczestniczyć m.in. prezydenci Stanów Zjednoczonych - Richard Nixon oraz Ronald Reagan.

"Precz stąd, przędzące pająki!"

Motto grupy pochodzi ze Snu nocy letniej Williama Shakespeare’a i przykazuje, by uczestnicy tajnych spotkań nie załatwiali na nich interesów, bo wkraczają właśnie do miejsca przyjemności i duchowych przeżyć. 

JAKIE DECYZJE ZAPADAJĄ NA TAJNYCH  SPOTKANIACH?

Istnienie całkowicie zamkniętych dla mediów zebrań prominentnych osobistości stanowi przede wszystkim problem etyczny. Nie dotyczą one przecież 2-3 ministrów na nieformalnej kolacji, lecz obrad nawet 150 osób, które mają realny wpływ na politykę (na szczeblu krajowym i między narodowym) oraz kształtowanie zachowań rynkowych.

- Każda nowoczesna demokracja chroni prawo obywateli do prywatności, ale czy opinia publiczna nie ma prawa wiedzieć, o czym mówią jej przywódcy na spotkaniach z najbogatszymi biznesmenami? - pyta Daniel Estulin, autor bestsellerowej książki Prawdziwa historia Klubu Bilderberg, przetłumaczonej na 48 języków. Hiszpański dziennikarz śledczy podobnych pytań stawia więcej.

- Jaką gwarancję mają obywatele, że Grupa Bilderberg nie jest po prostu ośrodkiem wpływów i lobbingu, skoro nie wiedzą nic na temat rozmów prowadzonych na sekretnych zjazdach? Dlaczego Światowe Forum Ekonomiczne w Davos i szczyty grupy G8 opisują na pierwszych stronach wszystkie gazety, a uczestniczyć w nich wolno tysiącom dziennikarzy, a o spotkaniach Bilderbergu nie pisze nikt, choć co roku biorą w nich udział dyrektorzy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Banku Światowego, Systemu Rezerwy Federalnej, prezesi najsilniejszych koncernów, wiceprezydenci Stanów Zjednoczonych, dyrektorzy CIA i FBI, sekretarze generalni NATO, amerykańscy senatorowie i członkowie Kongresu, europejscy premierzy oraz przywódcy partii opozycyjnych, czołowi wydawcy i prezesi głównych gazet? - wymienia jednym tchem.

Trudno nie przyznać mu racji. Uczestnicy Grupy Bilderberg twierdzą, że spotkania mają charakter wyłącznie nieformalny, a ich celem jest stworzenie przestrzeni do swobodnej wymiany poglądów. Dlaczego w takim razie każdego roku obrady zabezpieczane są przez setki mundurowych, opłacanych z pieniędzy podatników? Czy zwykli obywatele nie mają prawa wiedzieć, o czym dyskutują ludzie, za których ochronę i bezpieczeństwo muszą płacić? Dokładnie taki argument został zresztą podniesiony w 2010 roku przez związek zawodowy zrzeszający katalońskich policjantów, który złożył oficjalną skargę w regionalnym departamencie spraw wewnętrznych. Chodziło o wydawanie publicznych pieniędzy na obstawianie rzekomo prywatnej imprezy. Przez cztery dni luksusowy hotel w kurorcie Sitges nieopodal Barcelony strzegło 300 funkcjonariuszy, co kosztowało aż 600 000 euro. Niestety protest przeszedł bez echa.

Jak jesteśmy rządzeni?

Przedstawiciele klubu twierdzą, że w czasie dyskusji nie zapadają tam żadne istotne decyzje. Nikt nie wspomina o samych konsekwencjach rozmów. Weźmy chociażby stworzenie w  1973 roku przez Davida Rockefellera Komisji Trójstronnej, organizacji, która zrzesza ponad 390 osób z całego globu. Niemal wszyscy jej europejscy i amerykańscy członkowie uczestniczyli w spotkaniach Grupy Bilderberg. Również Komisja oskarżana jest przez aktywistów o próbę przejęcia władzy nad światem.

W latach 70. XX wieku jeden z inicjatorów zjazdu, książę Holandii Bernhard, wywołał niemały skandal. W 1976 roku pojawiła się informacja, jakoby zwrócił się on do Lockheed Corporation z propozycją wykorzystania swego stanowiska do wpłynięcia na decyzje dotyczące zaopatrzenia holenderskich sił zbrojnych w zamian za finansową rekompensatę. Po latach okazało się, że lobbować miał właśnie na spotkaniach Grupy Bilderberg. Sprawa rozeszła się jednak po kościach i nie uderzyła zbytnio w trwałość stowarzyszenia.

"Jesteśmy rządzeni, a nasze opinie, gusty i poglądy kształtowane są w znacznym stopniu przez ludzi, o których nigdy nie słyszeliśmy" - pisał przed laty francuski psycholog społeczny Gustave Le Bon. W przypadku Grupy Bilderberg wiemy, kto nami rządzi, ale nie wiemy, w jaki sposób.

Kamil Nadolski

Świat Wiedzy Historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy